Monogram czyli logo osobiste
Monogram czyli logo osobiste
Zacznijmy od tego, co to jest monogram, czyli logo osobiste? Monogram to kompozycja liter, która tworzy charakterystyczny i rozpoznawalny znak. W przypadku osób są to pierwsze litery imienia (lub imion) i nazwiska. W przypadku firm o kilkuwyrazowych nazwach monogram składa się zazwyczaj z pierwszej litery każdego słowa. Monogramy wracają w wielkim stylu wraz z rozwojem biznesowych portali społecznościowych takich jak Linked In czy Goldenline. Drugim powodem ich hucznego powrotu jest coraz większa popularność marek osobistych i eksperckich. W takich sytuacjach logo firmowe wydaje się czasem zbyt dużym przedsięwzięciem, zresztą nie zawsze ekspert prowadzi w ogóle działalność gospodarczą.
Kiedy używać monogramu?
Biznesowe zdjęcie to niezbędna konieczność, ale nie zawsze nadaje się do znakowania materiałów czy publikacji. W takich sytuacjach idealnie sprawdzi się właśnie monogram. Można wokół niego z powodzeniem zbudować pełną identyfikację wizualną, by wzmocnić rozpoznawalność. Pamiętajmy jednak, że to właśnie monogram jest centralną częścią takiej osobistej identyfikacji wizualnej i jej sercem.
Jak używać monogramu?
Możemy sygnować nim swoje wpisy eksperckie w mediach społecznościowych. Monogram przyda się wszędzie tam, gdzie z różnych powodów nie da się zamieścić zdjęcia. Jeśli publikujemy jakąś ankietę, bądź udostępniamy czytelnikom materiały do tzw. pracy domowej, średnio chcą oni oglądać nasze zdjęcie na tych materiałach. Ale już gustowny monogram wraz z dopiskiem “ekspert od…” będzie wyglądać znacznie lepiej.
Możemy także umieścić monogram w naszej stopce mailowej i na osobistej stronie internetowej.
Poniżej znajdziecie 70 najciekawszych przykładów logo osobistych, czyli monogramów.




































































Kiedy warto wziąć pod uwagę swoje logo osobiste?
Piszę ten wpis zainspirowany przez spotkania networkingowe, gdzie poznaję mnóstwo ludzi, którzy oprócz swojej codziennej pracy mają także swoją drugą markę, osobistą. Tam chcą być ekspertami i budować swoją wiarygodność, nie jest to jednak wystarczająco duże przedsięwzięcie, by od razu brandować je jak wielką korporację. Mimo to potrzebują jednak jakiegoś motywu graficznego. Dlatego doradzam im właśnie gustowny monogram.
W przypadku firm na pewno warto wziąć je pod uwagę, jeśli nazwa wiąże się z imieniem i nazwiskiem właściciela (lub jakiejś fikcyjnej postaci) – tak jak ma to miejsce np. w przypadku Coco Chanel.
Sprawdzi się on również doskonale nie tylko u ekspertów lecz także artystów. Niechaj poświadczy o tym choćby ponad pięćsetletni monogram Albrechta Dürera widoczny poniżej. O przydatności monogramów dla firm (gdzie jednak stają się w pewnym sensie logo – tylko, że złożonym ze skróconej nazwy) pisałem już wcześniej.

Jeśli chcesz zamówić monogram, to nie mogłeś trafić lepiej!
Skontaktuj się z nami pisząc na adres kontakt@kolkoikrzyzyk.pl lub dzwoniąc na nr +48 531 622 899 Porozmawiamy i podpowiemy, w jaki sposób możemy Ci pomóc.
Minimalistyczne opakowania - przegląd
Minimalistyczne opakowania – przegląd
Minimalistyczne opakowania zawsze przyciągają wzrok na półkach sklepów. Swoją ograniczoną paletą środków zdecydowanie wyróżniają się wśród innych, często krzykliwych i czasem przegadanych. Często epatują bielą, pozwalając nam na wizualny “oddech”. Sprawdza się to także w domach – gdzie zamiast przeładowanego opakowania mamy do czynienia z czymś, co komunikuje się z nami w sposób klarowny i pozbawiony zbędnych ozdobników.
Oczywiście taka wyjątkowość minimalistycznych opakowań ma rację bytu głównie pośród opakowań bardziej zatłoczonych kompozycyjnie. Gdyby wszystkie produkty postawiły nagle na minimalizm, to przestałby on być cechą wyróżniającą.
Minimalistyczne opakowania to jednak nie tylko biel i wyrazista typografia. To także sposób komunikacji. Prosty, bezpośredni, klarowny. Nie owijający w bawełnę. Call outy na froncie są okrojone do absolutnego minimum, dzięki czemu możemy skupić swoją uwagę tylko na tym, co naprawdę najważniejsze. Typografia zawsze jest wyrazista, ale nie da się jednoznacznie opisać krojów. Często pojawiają się fonty klasyczne, bezszeryfowe, niemal przezroczyste. Jednak bardzo popularne są również fonty nietypowe, wyszukane, intrygujące. Najważniejsze jest jednak to, że ich łączenia są zawsze naprawdę wysmakowane i trafione.
Bo na tym polega największa trudność przy tworzeniu minimalistycznych opakowań: gdy jest tak mało składników, to trzeba je zakomponować idealnie, bez najmniejszej skazy, by efekt końcowy uwodził smakiem. Gdy odbiorca patrzy na trzy elementy znajdujące się na froncie pudełka to skupia swoją uwagę tylko na nich. Nic więcej go nie rozprasza.
Minimalizm nie musi jednak oznaczać tylko bieli i czerni. Może z powodzeniem funkcjonować w połączeniu z kolorami, wzorami i innymi elementami. Ważne tylko, by projekt był nieprzegadany.










































Jeśli chcesz zamówić świetny projekt ekologicznego opakowania dla swojego produktu, to nie mogłeś trafić lepiej.
Skontaktuj się z nami pisząc na adres kontakt@kolkoikrzyzyk.pl lub dzwoniąc na nr +48 531 622 899 Porozmawiamy i podpowiemy, w jaki sposób możemy Ci pomóc.
Najlepsze opakowania ekologiczne
Najlepsze opakowania ekologiczne
Przed najciekawsze opakowania ekologiczne – 20 przykładów z całego świata. Skupialiśmy się nie tyle na samym surowcu, co grafice. Nie da się bowiem ukryć, że wielu klientów z różnych powodów (np. ze względu na troskę o końcową cenę) nie decyduje się na w pełni ekologiczne opakowanie, ale chce jednak uzyskać ekologiczny wygląd, nawiązujący do zawartości opakowania.
Prezentowane tutaj opakowania ekologiczne charakteryzują się zazwyczaj czystością, klarownością i naturalnością. Część z nich naśladuje tekstury naturalnych materiałów: ekologicznego papieru, drewna, kamienia. Część zaś posługuje się głównie czytelną typografią. Zazwyczaj nawiązującą do pisma odręcznego, lub ciekawego liternictwa. Często pojawia się biały kolor, jako nawiązanie do czystości i przejrzystości.
Ograniczona ilość elementów sprawia, że komunikacja jest bardziej przejrzysta. Użyte komunikaty często zwracają się bezpośrednio do odbiorcy, bywają bardzo nieskomplikowane. Dzięki temu odróżniają się od wielu innych produktów na półkach, sprawiają wrażenie mniej nadętych, bardziej wyluzowanych i bezpretensjonalnych. I takie wrażenie mają też wywoływać w odbiorcach. Sprawić, by i oni poczuli się swojsko, komfortowo, na luzie. Wywołać uśmiech na ich twarzach, lub przynajmniej wywołać w nich spokój.
Zapraszam do oglądania najciekawszych opakowań ekologicznych, które dla Was wybraliśmy.


















Jeśli chcesz zamówić świetny projekt ekologicznego opakowania dla swojego produktu, to nie mogłeś trafić lepiej.
Skontaktuj się z nami pisząc na adres kontakt@kolkoikrzyzyk.pl lub dzwoniąc na nr +48 531 622 899 Porozmawiamy i podpowiemy, w jaki sposób możemy Ci pomóc.
3 błędy reklam, które nie sprzedają
Dlaczego moja reklama nie sprzedaje?
To pytanie, które zadaje sobie każdy, kto używa reklamy. Nie ma się co tego wstydzić, bo dotyka to nawet marketingowców z wieloletnim doświadczeniem. Oczywiście gdy ma się już ogromne doświadczenie, to na końcu tego zdania dodaje się jeszcze “tak jak powinna”. Tym razem jednak zaczniemy od podstaw. Oto jakie są 3 błędy reklam, które nie sprzedają.

1. Reklama jest skierowana do zbyt szerokiego grona odbiorców.
Nieważne, czy mówimy tu o tradycyjnie pojmowanej reklamie, czyli takiej widocznej w telewizji, gazecie, internecie, słyszanej w radiu; czy też o subtelniejszej formie sprzedaży jak opakowanie, lub katalog.
Jeśli nie zawęzisz głównej grupy odbiorców, tzw. rdzenia/serca (ang. core), to mówisz do wszystkich. A jeśli czegoś nauczyły nas reklamy proszków do prania, to tego, że “jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. Gdy mówisz do wszystkich, to mówisz zarazem do nikogo.
Każda dobra kampania reklamowa mówi w pierwszej kolejności do precyzyjnie określonej grupy odbiorców. Przyjrzyjmy się kilku przykładom.

- myślisz, że reklamy Lidla są skierowane do wszystkich? Skoro można tam kupić tak różne rzeczy jak bieliznę, pieczywo, zabawki i elektronarzędzia, to może masz rację? NIestety nie. Oprócz dokładnie określonej grupy zamożności klientów (zmienianej podczas niektórych kampanii) Lidl kieruje swoją ofertę przede wszystkim do ludzi mieszkających w niezbyt dużej odległości od ich sklepu, robiących zakupy kilka razy w tygodniu (stąd stawianie na promocje typu “Zrób 6 razy zakupy za minimum 50 zł, by odebrać książkę”), ceniących nie tylko niską cenę (stąd coraz lepsza jakość marek własnych, wprowadzanie marek premium, płatności kartą dużo wcześniej niż były w Biedronce, oferta droższych win) itd. Zobacz, że precyzyjnie obrana grupa docelowa pozwala Lidlowi na lepsze planowanie nie tylko samych reklam, ale całego doświadczenia kupowania. Od przestronnych parkingów z wygodnymi miejscami dla rodzin z dziećmi i niepełnosprawnych, nie tylko koszyki, ale też duże wózki na zakupy, przyjazna polityka zwrotów, szybkie otwieranie kolejnych kas, gdy kolejki są zbyt długie. Ale i mało miejsca “za kasą” na odkładanie twoich właśnie nabitych zakupów. To może wydawać się mało logiczne, że nie ułatwiają robienia dużych zakupów, ale właśnie o to chodzi. W ten sposób precyzyjnie określają swój target. Cenisz szeroki asortyment? Sorry, Lidl nie jest dla Ciebie. Chcesz kupić najtańsze jajka? Lidl właśnie wycofuje ze sprzedaży jaja z chowu klatkowego. Potrzebujesz kupić markową wiertarkę o ściśle określonych parametrach? Nie tutaj. Chcesz produkty eko? O, tu coś znajdziesz: olej kokosowy, bio banany, mleko sojowe itd. Dlaczego? Bo tego szukają klienci, na których im zależy najbardziej.

- Ikea sprzedaje po prostu meble, dla każdego, kto chce urządzić swoje lokum? Tak, pod kilkoma warunkami. Muszą oni cenić skandynawski design. Muszą chcieć sami sobie te meble złożyć i przewieźć (bardzo oporni mogą do tego zamówić osobną, płatną usługę, świadczoną przez zewnętrzną firmę). Cenisz sobie ciągłość produkcji? Jesteś gotów dopłacić ekstra za sprytne rozwiązania? Lubisz sam planować wnętrza? Nie przeszkadza Ci, że masz takie same meble, jak Twój kolega? Dobrze trafiłeś.
Ale jeśli potrzebujesz mebli super ekskluzywnych, na które mało kogo stać? Albo wzornictwa, z którym Twoja babcia będzie się czuć komfortowo? A gdy oczekujesz, że cena zawiera transport i złożenie? A może nie cierpisz samemu planować kuchni? Skandynawski design Cię odrzuca? No to poszukaj innego sklepu.

- Zobacz jak różne są kampanie Pepsi i Coca-Coli. To przecież niemal ten sam napój, a jak różnie adresowany. Pepsi szuka młodych, dynamicznych, potrzebujących ekstremalnych wrażeń ludzi. Coca-Cola stawia na rodzinę, święta, przyjaźń. Twoja babcia raczej nie kupi Pepsi na wigilijny stół, albo niedzielny obiad.Te wszystkie powyższe przykłady to tylko czubek góry lodowej. Każda dobrze prowadzona marka mówi do bardzo precyzyjnie określonej grupy odbiorców. I robi to cierpliwie i konsekwentnie, o czym poniżej.

2. Brak ciągłości reklam, brak motywu przewodniego, brak spójności.
To poniekąd wynika z poprzedniego punktu. Jeśli przy każdej kampanii reklamowej zaczynasz od zera konstruować motyw przewodni i główny komunikat, to nie budujesz marki. Nie będziesz rozpoznawalny w głowach swoich klientów. Każda reklama w ich umysłach startuje od zera, bo nie kojarzą jej z Twoim produktem. Gdyby Media Markt co miesiąc zmieniał kolorystykę swoich billboardów, język komunikowania i fonty (czcionki), to nie mógłby skupić się na opisywaniu zalet produktów w ich najnowszej promocji, a Ty nie wiedziałbyś, czyja to reklama.

3. Zły dobór mediów.
Jeśli sprzedajesz głównie za pośrednictwem sklepu internetowego, to jeden smutny billboard (a nawet i 20) przy autostradzie być może nie przyniesie Ci tysięcy nowych klientów. Może lepiej wtedy zainwestować w reklamę online? Gdy sprzedajesz suplement diety dla seniorów to ulotki w aptece mogą okazać się znacznie skuteczniejsze niż największa kampania internetowa na portalu dla młodych matek. Jest tak wiele mediów, dzięki którym można dotrzeć do swoich (wcześniej określonych) odbiorców, że na pewno znajdziesz coś dla siebie. Jeśli nie wiesz jakie medium wybrać, spytaj swoje studio graficzne.
Określ swoją grupę docelową i dopasuj do niej język komunikacji. Kiedy znajdziesz komunikat, który działa, to nie bój się go eksploatować. A potem dobierz najlepsze medium do przekazania swoim odbiorcom tej informacji. Wtedy reklama na pewno zadziała.
Skoro doczytałeś aż dotąd, należy Ci się bonus.

4. Daj coś od siebie.
Im bardziej będziesz współpracować ze studiem graficznym nad swoją reklamą, tym lepszy uzyskacie rezultat. Im więcej włożysz w to pracy, tym skuteczniejsza będzie Twoja reklama. Wspólnie z nimi wypracuj najlepszą strategię dla swojego produktu. Nie myśl o tym, jak o wykonywaniu ich roboty za nich. Ba! Za taką obsługę zapłacisz pewnie więcej, niż za projekt kogoś, kto nie zadaje pytań. Bo jak ktoś nie próbuje poznać Twojego produktu, to nie stworzy dla niego skutecznej reklamy. Nie da się stworzyć dobrej reklamy po prostu przychodząc z zewnątrz i nie znając Twojej firmy. To tak nie zadziała. Zaangażuj się więc w ten proces, a efekty będą nieporównywalnie lepsze niż dotychczas!
Spodobał Ci się ten wpis? Polub nas na FB, by być na bieżąco z naszymi wartościowymi artykułami.
Piktogramy na opakowaniach (i nie tylko)
Piktogramy na opakowaniach (i nie tylko)
Od dłuższego czasu zauważamy rosnące zainteresowanie naszych klientów na stosowanie piktogramów w projektach opakowań. Producenci kładą coraz większy nacisk na tę formę prezentowania informacji. I nie chodzi tu tylko o wymagane, bądź sugerowane prawnie “ikony na opakowaniach” oznaczających np. surowiec, z jakiego zostało wykonane, ostrzeżenie 0-3, czy informujące o niebezpiecznych substancjach. Do tego producenci przykładają wagę od dawna, takie są wymogi prawne.
Teraz jednak coraz więcej firm chce, na swoich opakowaniach oraz w materiałach promocyjnych, posługiwać się właśnie piktogramami. Z czego wynika ta popularność? Jakie są zalety piktogramów? Jakie są wady? Kiedy warto je stosować?
Popularność piktogramów bierze się w prostej linii z tego, że są one łatwe do odczytania nawet bez konieczności zagłębiania się w tekst. Z piktogramami spotykamy się na co dzień, choćby oglądając znaki drogowe. Muszą one błyskawicznie komunikować treść i być czytelne także dla osób z zagranicy a nawet spoza naszego kręgu kulturowego.
Owszem, piktogramy techniczne zawsze muszą być wsparte tekstem, ale nawet wtedy umożliwiają ekspozycję kluczowych treści. Bo do tego służą najlepiej. Gdy chcemy wyeksponować kluczowe cechy naszego produktu, wówczas możemy je ubrać w zgrabnie zaprojektowane i odpowiednio czytelne piktogramy. Dzieje się tak zarówno na opakowaniach żywności (gdzie np. listek sugeruje ekologiczne, czy naturalne składniki), jak i w opakowaniach farb do ścian (gdzie za pomocą wałka/pędzla pokazujemy sposób aplikacji, a zegar z odpowiednią liczbą informuje o czasie schnięcia).
Piktogramy stosujemy także na opakowaniach i elementach gier planszowych, które projektujemy. Dzięki nim pokazujemy nie tylko liczbę graczy, sugerowany wiek, czy czas rozgrywki, lecz także inne rzeczy. Może to być informacja o dodatkowych rekwizytach potrzebnych do zabawy, oznaczenie pól akcji na planszy, czy współczynnikach danego bohatera gry.
Innym polem zastosowania piktogramów są materiały promocyjne. Nasza współpraca z koncernem AmeriGas rozpoczęła się właśnie od tego, że na tworzonym przez nas projekcie etykiety na butlę gazową zastosowaliśmy właśnie piktogramy do podkreślenia kluczowych cech produktu. Efekt tak spodobał się klientowi, że zaważył na podjęciu długofalowej współpracy. Dzięki temu w broszurze projektowanej dla tej firmy klient już sam prosił o szersze stosowanie piktogramów. W ten sposób opisaliśmy kolejne cechy produktów, oraz dane na temat rynku.
Piktogramy mogą być świetnym narzędziem do wzbogacania prezentacji i schematów działania, czego dowodem są projekty tworzone przez nas dla firmy Aesco. Do tej pory zmagała się ona z tym, jak wyróżnić i zaakcentować kluczowe cechy swoich usług, oraz etapy opracowywania analiz.

Czy piktogramy posiadają jakieś wady? Na pewno trzeba je umiejętnie stosować. Projekt przeładowany nimi zamiast przyciągać uwagę odbiorcy – znudzi go i zniechęci do podjęcia działania, obojętne czy działaniem tym ma być zakup, czy przeczytanie całej oferty firmy.
Otrzymaliśmy nagrodę od Rzecznika Praw Dziecka!
W miniony poniedziałek, 22. lutego, udaliśmy się do siedziby Rzecznika Praw Dziecka, Marka Michalaka, by odebrać nagrodę za najlepszy projekt gry planszowej przybliżającej i edukującej w zakresie praw dziecka. Pojechaliśmy na miejsce i udało nam się niczego nie połamać ani zepsuć. Przy okazji świetnie się bawiliśmy.
Ale od początku: chodziło o stworzenie nowoczesnych narzędzi do informowania o prawach dzieci, które nie dla wszystkich są oczywiste i jasne. Zadanie obejmowało dwie dziedziny: projekt gry planszowej oraz projekt gry komputerowej. Język gier umożliwił przedstawienie problematyki praw dziecka w sposób atrakcyjny dla młodego pokolenia, łącząc zabawę z edukacją. Pobocznym celem konkursu było pokazanie, że gry nie muszą skupiać się tylko na przemocy, walce i agresji. Najważniejsze jednak było zaznajomienie graczy z kwestią praw dziecka, Konwencją o prawach dziecka i dziedzictwem Janusza Korczaka.


Nagrodzone zostały 3 gry planszowe, z których każda trafi do produkcji i zostanie rozesłana do placówek oświatowych i dydaktycznych w całej Polsce. Oznacza to, że poziom zgłoszonych prac był naprawdę wysoki, skoro warto wdrożyć nie tylko grę, która zajęła pierwsze miejsce. Ponadto jedna gra komputerowa otrzymała wyróżnienie. Ciekawostką jest to, że została ona zaprojektowana przez dwunastoletniego Piotra Zatwarnickiego. Piotr zwierzył się nam, że sam szkielet gry opracowywał przez rok, a potem, w około dwa miesiące, dopasował ją do tematyki tego konkursu. Oprócz samego wyróżnienia, Rzecznik Praw Dziecka zorganizował także Piotrowi wizytę w siedzibie Flying Wild Hog. Było to szalenie miłym gestem, bo zazwyczaj tak młodzi ludzie nie mają szansy znaleźć się w profesjonalnej firmie zajmującej się na światową skalę tym, co ich pasjonuje. A Flying Wild Hog to deweloper między innymi świetnego remake’a Shadow Warrior, w które sam niedawno zagrywałem się na PS4.
Wśród gier planszowych przyszło blisko 40 zgłoszeń, tworzonych zarówno przez amatorów, jak i profesjonalistów. Część z nich przyjęła za punkt wyjścia tradycyjną formułę Grzybobrania, część stawiała na zabawę w formie quizu, a część to były naprawdę autorskie produkcje z ciekawą mechaniką. I właśnie jedną z takich prac była stworzona przez Adama Kwapińskiego gra, która zajęła trzecie miejsce. Posiada ona złożoną mechanikę, która z każdą kolejną rundą zyskiwała głębię i pozwalała na stosowanie różnych ciekawych taktyk, by osiągnąć zwycięstwo. Adam ma na koncie szereg wydanych gier planszowych, jest pasjonatem i profesjonalistą, współtwórcą Fabryki Gier Historycznych.

Drugie miejsce zajęła karcianka rozgrywana z użyciem kości, stworzona przez Ewę Jakaczyńską i Piotra Siłkę. Oboje są członkami wydawnictwa Regio Games, mają na koncie kilka wydanych gier, również zajmują się profesjonalnie grami planszowymi. Ich gra stawia przede wszystkim na kalkulację ryzyka i rozsądne zarządzanie nim. Rozgrywka jest szybka, a równie wiele zależy w niej od szczęścia, co od spostrzegawczości i planowania.
O naszej grze napiszę szerzej w case study. Tutaj wspomnę tylko, że stworzyliśmy grę planszową, która w ciekawy sposób zaznajamia dzieci (i dorosłych) z prawami dzieci, nie zaniedbując przy okazji zabawy i emocjonującej rozgrywki. Jadąc na rozdanie nagród mieliśmy pewne obawy, że może byliśmy jedynymi dorosłymi, którzy wzięli udział w zabawie i przez to nasza wygrana była spowodowana przewagą wynikającą z wieku i doświadczenia. Na miejscu okazało się, że około połowa zgłoszeń została nadesłana przez dorosłych, z czego wielu mniej lub bardziej profesjonalnie zajmuje się grafiką, bądź grami planszowymi. Tym większa była nasza radość, że w tak zacnym i doświadczonym towarzystwie udało nam się stworzyć grę ocenioną tak dobrze przez jury.

No właśnie, kto oceniał gry? Wśród jury oprócz pana Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka, znalazła się prowadząca blog o grach planszowych – Board Game Girl – Ania, przedstawiciele fundacji Dziecko i Rodzina oraz przedstawiciele Muzeum Gier Wideo. Ponadto pojawiły się dzieci z Powiślańskiej Fundacji Społecznej oraz Świetlicy Środowiskowej Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, z którymi autorzy mogli zagrać w swoje gry. Jak to powiedział pan Marek Michalak, dorośli oceniający gry to jedno, ale tak naprawdę najważniejszy będzie ich odbiór przez grupę docelową, czyli dzieci.

Dlatego po strzeleniu serii kilkunastu pamiątkowych zdjęć (my wydusiliśmy całe jedno swoim aparatem – wyszedł brak obycia i doświadczenia w tego typu imprezach; następnym razem będziemy lepiej zorganizowani w tym względzie :-), po wręczeniu nagród i uścisku dłoni prezesa Rzecznika, przyszedł czas na najważniejszy element ceremonii, czyli testowanie z dziećmi i młodzieżą. Okazało się, że nie tylko my nie testowaliśmy swojego dzieła na odbiorcach docelowych. Tym większy stres dopadł wszystkich laureatów. Przyznam szczerze, że sam miałem pewne wątpliwości, co do przejrzystości zasad naszej gry, gdy Katarzyna czytała dzieciom zasady. Okazało się jednak, że to co wziąłem za znużenie, było w rzeczywistości pełnym skupieniem, bo po jednorazowym przeczytaniu instrukcji, przystąpiliśmy od razu do gry i (ku mojej uldze) okazało się, że stworzone przez nas reguły są przejrzyste, a rozgrywka płynna i emocjonująca. Gdy wyłoniliśmy zwycięzcę, którym okazał się Krzyś, najmłodszy z nas, przyszedł czas na przejście do części mniej oficjalnej.




Drobny poczęstunek, rozmowy w kuluarach i możliwość zagrania w pozostałe nagrodzone gry. Wszystko to możliwe było dzięki nieocenionej organizacji w wykonaniu pana Macieja Stadtmullera, który zajął się ogarnięciem całego wydarzenia, a następnie dzielnie siedział z nami kilka godzin w kuluarach, grając, rozmawiając, odpowiadając na najdziwniejsze pytania. Ta część dnia była chyba najciekawsza (a na pewno obfitująca w najwięcej wybuchów śmiechu), bo kontakt i rozmowy z innymi autorami zawsze są inspirujące, zabawne i ciekawe. Fajnie było zobaczyć, że nie tylko my wykazujemy pełną zaciętość, determinację i bezwzględność podczas gry we własne (a także cudze) produkcje. Wyszło na to, że to wspólna cecha wszystkich autorów gier. Ufff, już myślałem, że tylko my tak mamy. Bo wiecie, gdy gramy w swoje gry, to wszystkie chwyty są dozwolone. “Przypadkowe” przestawianie pionków innych graczy, ruch własnym pionkiem o inną liczbę oczek niż wyrzucona na kostce, bezwzględne wykorzystanie pomyłek przeciwnika, pełna nadgorliwość w stosowaniu zapisów instrukcji, czy też zasłanianie się zasadą, że co nie jest zabronione, jest dozwolone. Dlatego nawet gdy projektujemy grę dla sześciolatków o pomaganiu i byciu dla siebie miłym, to etap jej testowania przez nas przypomina morderczą walkę o przetrwanie w betonowej dżungli.

Takie podejście oczywiście ma swoje uzasadnienie. Dzięki tego typu zagrywkom sprawdzamy na przykład, czy nasze produkcje są troloodporne. Innymi słowy, czy gracz chcący robić na złość innym może zepsuć całą grę.
